środa, 19 stycznia 2011

x. Baka "Uwaga kary niezliczonej grzechów"

Jezus Maryja! co się to dzieje? Na dno piekielne kwapiąc się śmieję Śmiechem serdecznym. Z góry w dół lecąc, lotów nie ściskam. Na dardy, miecze skwapnie się ciskam, Zguba w ochocie! Haki, tortury i kołowroty Na kratach, resztach wieczne obroty, Ogniste stosy. Siarki, żywice, żarzyste spiże Dość mi miłe, gdy mi grzech serce liże, Ślepota wieczna! Śmiechu serdeczny, tyś mi chorobą Że już po życiu! żywą-ś jest proba, Rana śmiertelna. Recepty zmyślić nie trafią leki, Choćby pożarły setne apteki, Tu kres nadziei! Ciężkiś mój grzechu nader w sumnieniu Nielekka plama z ciebie w imieniu Z dawna szlachetnym. Sto herbów sławy nie kontentuje, Piątno niecnoty gdy pieczętuje. Złość nie do twarzy! Choćby cię skrucha stłukła, stłoczyła, Przecie pamiątka: złość w sercu była! Skaza na wieki! Tak są szkodliwe twe brudy, glozy. Łyka zdarte, jak świeże powrozy Serce krępują. Co moment, z pola dzień życia schodzi, Przecie ma dusza w ekscesach brodzi Złość z wodą pijąc. Choć tonie, ginie, "Gwałtu" nie woła, Moment, jak okręt pędzi wesoła W piekło styrując. Oprócz dusz klęski wszędy ruiny Wałem się sypią, z grzechu przyczyny Wędrowne kary, Zań latem upał, tuż srogość mrozów, Bez koni, wozów dojdą obozów W szyku stawając. Tam ludziom szyje podgolą Parki, Potym nadęte wież, zamków karki Na łeb strącają. Wnet się rozbłyszczą w murach wyloty, Gdy grzech wypali kule i groty Z pomsty możdżerzów. Z Marsem w kontr chodzi na bakier z pokojem, On trzęsie zgodą, on rządzi bojem, Wietrznik na wszystko. Niech pakta będą z kim chcąc zawarte, Wraz dokumenta staną podarte Za płytkim mieczem. On trwoży dwory, trzęsie pałace, Gdy mściwa pomsta we drzwi kołace, Trwoga w pokojach. Za stół zasiada, rwie kęsy z gęby, Dożuć nie dadzą, latając, zęby. Febra w jelitach. Choć się wiwaty zaczną po stole, Kielich z nóg spada, a oschłe wole Dręczy pragnieniem. Nie kontentują tam krotofile, Gdzie się przylepka rozgości niemile, Wszytko wywrotem. Niech się sonaty kapel wydadzą, Lub serenady, gale zgromadzą Wdzięczne opery, Niech się wysila metr kapelista, Zerwie myśl dobrą grzech kompanista Trenem wewnętrznym. Latem ogrody, oranżeryje. Flory, tulipy, róże, lilije Nie uweselą. Zimą przejazdki, brygad parady, W zapust kuliki, miłe szlichtady Czoło zakwaszą. Wszędy się wścibi ścisły kolega, Ból serce ściśnie, gdzie grzech dolega W parze z frasunkiem. Próżno myśl suszyć, nic nie rozbije Melancholiji, póki grzech żyje W wnętrznym pokoju. Kto by zamyślał siły stargane Na betach spowić w sny pożądane W bezsenne nocy, Sen o mil tysiąc oczu odbiega, Gdy na sumnienie trwoga nalega, Grzech jawny nie śpi. A któraż grzechu złość zliczy karta? Gdy i anioła zamienił w czarta A królów w wołu. Wielkie, bo w niebie grzechu rodziny, A pogrzeb w piekle, z pychy ruiny: Tak zawsze kończy! Ten łotr i tyran niebo skołatał. Ani swej dziury wiecznie załatał, Którą Lucyper Rozdarł dość twardej buty rogami W dół na łeb lecąc z adherentami, Tak profitował. Dość-że już w grzechach śmiechu, szaleństwa, Doda łaskawie niebo zwycięstwa, Vale bez zwrotu. Boska obraza brzydka maszkara, W której konwoju plaga i kara: JEZUS, MARYJA! Pod cetnarami duszę stroskaną Złości towarem naładowaną Na szlakach łaski W niebo winduje moc nieustanna, MARYJA, Józef, Joachim, Anna, JEZUS, MARYJA!

1 komentarz:

Brat Jaroslaw pisze...

dziękuję za zaproszenie i pozdrawiam Braci ...