Hiob, mal. Leon Bonnat (1833-1922) |
Przyjdzie, Panie, zaginąć, ratunku potrzeba,
Którego ja nie pragnę, jak od Ciebie
z nieba.
Twej się woli
polecam i przyznać to muszę,
Miasto wszelkiej
pociechy ciężki żal odnoszę.
Wszakże ja to od Ciebie, Zbawiciela
mego,
Przyjmuję też ochotnie z serca
wesołego.
Jestem jak wodna
trzcina, która z wielkiej suszy,
Skoro lada wiatr
wionie, zarazem ją skruszy;
Albo jak list zielony, który mrozem
zdjęty,
Od rodzajnego drzewa bywa precz
odcięty,
Który na ziemię
padłszy za nic już nie stoi,
Tylko się jego
szumu daremnie zwierz boi.
Także i ja, Panie, bez ratunku Twego
Upadam jako liście od razu jednego.
Wczesnym, proszę,
dostatkiem opatrz mnie, mój Panie,
Bogactwa i ubóstwa
nie dopuszczaj na mnie.
Bywszy w wielkiem bogactwie,
zapomniałbym Ciebie,
A zaś w wielkiem ubóstwie przekląłbym
sam siebie.
Nie wierz żaden
fortunie, nadziei nie miewaj,
A na każdą
godzinę zdrady się spodziewaj;
Bo coć dziś da fortuna, to jutro
wziąść może,
A żaden ci w nieszczęściu twojem nie
wspomoże.
Bo ci, co przed tem z tobą hojnie przestawali,
Nie tobie, ale
twemu szczęściu się kłaniali.
Wiele złego przychodzi na
sprawiedliwego,
Ale go Pan wybawia zawsze ze
wszystkiego.