fot. Tomasz Tuszko |
Krainę tę (Donegal, płn. Irlandia) otaczała aura melancholii, ale przy tym głębokiej, świętej powagi.
Ludzie tam byli jak ich kraj.
Przed oczami mam pogrzeb farmera donegalskiego. Ksiądz i kilku mężczyzn nieśli prostą trumnę. Po spuszczeniu jej do grobu została przysypana ziemią i pokryta płatami darni, odłożonymi na bok. Dwóch ludzi udeptało nogami darń, tak iż ledwie można było poznać, że to jest grób. Potem jeden z nich wziął dwa kawałki drewna, związał je razem w kształcie krzyża i wbił w ziemię. Wszyscy się pożegnali i szybko w milczeniu odeszli. Bez słów, uroczystości, dekoracji. Żadnych tego rodzaju obyczajów. Ale nigdy w życiu żaden pogrzeb nie uświadomił mi tak jasno, że ten człowiek nie śpi, lecz umarł; nie odszedł, lecz umarł, po prostu umarł.
Kiedy zobaczyłem, jak ci dwaj depczą ziemię, w której przed chwilą złożyli swego przyjaciela, wiedziałem, że dla tych wieśniaków z Donegalu nie będzie w domu żadnych obrzędów związanych z pogrzebem. Ich poczucie realizmu stało się transcendentnym realizmem, wyrażonym przez ten nie ozdobiony drewniany krzyż, mówiący, że tam, gdzie śmierć jest uznana, nadzieja zapuszcza korzenie. "Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity" J 12,24)
Henri J.M. Nouwen "Dziennik z klasztoru trapistów"