niedziela, 30 stycznia 2011

Kantyk św. Franciszka z Asyżu

św. Franciszek, witraż Pawła Przyrowskiego

Najwyższy, Najpotężniejszy, Najlepszy Panie,
Cała sława jest Twoja, cała chwała, cześć i błogosławieństwa.
Do Ciebie tylko, Najwyższy one należą;
żadne śmiertelne usta nie są warte, aby wymawiać Twoje Imię.

My wysławiamy Ciebie, Panie, za wszystkie Twoje stworzenia,
szczególnie za Brata Słońce,
który jest dniem i poprzez którego Ty dajesz nam światło.
I on jest piękny i promienieje z wielką okazałością
Ciebie, Najwyższy, on nosi Twoje podobieństwo.  

My wysławiamy Ciebie, Panie, za Siostrę Księżyc i gwiazdy.
W Raju Ty uczyniłeś je jasnymi, cennymi i bez skazy.

My wysławiamy Ciebie, Panie, za Braci Wiatr i Powietrze,
spokojne i burzowe, wszystkie rodzaje pogody,
przez które Ty miłujesz wszystko to, co Ty stworzyłeś.  

My wysławiamy Ciebie, Panie, za Siostrę Wodę,
tak użyteczną, pokorną, cenną i czystą.  

My wysławiamy Ciebie, Panie, za Brata Ogień,
poprzez którego Ty oświetlasz noc.
On jest piękny, igrający, krzepki i mocny.

My wysławiamy Ciebie, Panie, za Siostrę Ziemię,
która nas podtrzymuje,
z jej owocami, kolorowymi kwiatami i ziołami.

My wysławiamy Ciebie, Panie, za tych, którzy wybaczają,
przez miłość do Ciebie znoszą choroby i utrapienia.
Błogosławieni są ci, którzy cierpią w pokoju,
przez Ciebie Najwyższy, oni będą ukoronowani.  

My wysławiamy Ciebie, Panie, za Siostrę Śmierć,
od której żadne żyjące stworzenie nie może uciec.
Nieszczęście dla tych, którzy umierają w swoich grzechach!
Błogosławieni są ci, których Śmierć zastanie, gdy wypełniają Twoją Wolę.
Żadna inna śmierć nie może ich skrzywdzić.  

My wysławiamy i błogosławimy Ciebie, Panie i dziękujemy Tobie,
i służymy Tobie z całą pokorą.

Amen.

sobota, 29 stycznia 2011

Z bukietem w Środę Popielcową danym



Autor : Rémy Belleau, tytuł oryginalny : D΄un bouqueté le Mercredi des Cendres
Tłumaczenie : Wisława Szymborska
śpiewa Irena Wiśniewska, Piwnica pod Baranami

Tę wiązankę świeżych kwiatków
Daję tobie jako świadków,
Że czas wiosny nie jest długi.
Nie trać chwili, która mija,
A rozkoszy, póki sprzyja,
Nie odwlekaj na dzień drugi.

Zanim ręką nieproszoną
Starość twoje zmarszczy łono
I drętwotę wrazi w kości,
Nie odrzekaj się ochoty
Do baraszków i pieszczoty,
Folguj szczątkom swej młodości.

Już surowa Parka czeka
U dwóch trumien, których wieka
Otworzyła nam na ścieżaj.
Pozwól życiu płynąć mile,
Pamiętając, że w mogile
Nic nie będziesz czuła, wierzaj.

Co cielesne — czas uśmierca,
Krwi nie szczędzi ani serca,
Płuc, muskułów ni wątroby,
Z żył wyżęte wyssie soki,
Aż ostatek cnej powłoki
Robaczywe zjedzą groby.

Pomnij, co rzekł ksiądz u fary
Sypiąc na nas popiół szary,
Kapłańskiemu ufaj słowu:
Pora, byśmy wiarę dali,
Żeśmy wszyscy z prochu wstali,
By w proch się obrócić znowu.

czwartek, 27 stycznia 2011

Dies Irae, Dies Illa - Monks of the Abbey of St Maurice & St. Maur, Clervaux, Luxembourg

Dzień to gniewu, dzień co zburzy I w popiołach świat zanurzy, Jak z Sybillą Dawid wróży. O, jak wielka będzie trwoga, Gdy przed ścisłym sądem Boga Stanie grzesznych rzesza mnoga. Odgłos trąby archanioła Grzmiąc wśród grobów dookoła Wszystkich przed tron Boży zwoła. Śmierć z przyrodą oniemiała, Ujrzy cud, gdy ludzkość cała Na sąd pójdzie zmartwychwstała. Księgę ludzkich spraw otworzą: Z niej to przed stolicą Bożą Przeciw światu śledztwo wdrożą. Sędzia tedy, gdy się zjawi Co się kryło, jawnym sprawi, Nic bez pomsty nie zostawi. Cóż ja powiem, człek ubogi: W czyje mi się schronić progi, Gdy i święci nie bez trwogi? Królu straszny w swej wielkości, Co świat zbawiasz mimo złości, Zbaw mnie, Zdroju łaskawości! Pomnij, Jezu mój łaskawy, Żem przyczyną męki krwawej: Nie gub mnie w on dzień rozprawy. Ty szukałeś mnie znużony, Jam krzyż twój odkupiony: Niech nie będzie trud stracony. Słusznie pomsty sędzio, Panie, Racz darować zlitowanie, Nim rozprawy dzień nastanie. Zbrodniarz, kajam się za winy Twarz mi palą grzeszne czyny; Boże, przyjm me przeprosiny. Tyś odpuścił Magdalenie, Dał łotrowi przebaczenie; Ufam też i ja w zbawienie. Choć nie umiem prosić godnie, Wszakże osądź mnie łagodnie: Nie karz piekłem za me zbrodnie. Daj mi miejsce w owiec gronie I od kozłów miej w obronie, Stawiając mnie po prawej stronie. Gdy już pójdą potępieni W wiekuisty żar płomieni Wezwij mnie, gdzie są zbawieni. Błagam z czołem pochylonym, Sercem też na proch skruszonym: Czuwaj, Panie, nad mym skonem. Dzień ów łzami zlan gorzkimi, W którym na sąd z prochu ziemi Grzeszny człowiek wstanie żywy. Bądź mu, Boże miłościwy, Dobry Panie, Jezu, daj Duszom zmarłych wieczny raj.Amen.

Nuenburg, 14 maj 1945

 

Pod koniec wojny SS wymordowało na ulicach miasteczka Nuenburg 200 jeńców z ewakuowanego obozu. Dwa dni później weszli do miasteczka Amerykanie i uznali mieszkańców za odpowiedzialnych za tę zbrodnię. Kazali wszystkim, łącznie z dziećmi, zgromadzić się w miejscu, gdzie zakopano pomordowanych, odkopać ich i nieść ciała w procesji - każdy mieszkaniec miasteczka musiał spojrzeć w twarz nieboszczykowi.

środa, 26 stycznia 2011

George Herbert (1593–1633) "Umartwienie"



Jak wcześnie gnije życie ludzi!
Gdy z wonnych skrzyń wyjmuje się pieluszki cienkie
Dla noworodków, w których drobnej piersi
Dech się dopiero budzi -
Te szmatki są to całuny maleńkie,
Co spowijają ciało i wydają śmierci.


Gdy dziecko pierwszy raz wstępuje
Do łóżka, w dobrowolny swój grób się układa,
Obezwładnione snem; dech tylko w piersi
Wątłą nić życia snuje:
I noc za nocą, niby fal gromada,
Niesie dziecko pośpiesznie ku przystani śmierci.


Gdy młodzik, wesół i swobodny,
Muzyki się domaga wśród kompanii gwarnej,
I krew mu wzbiera w żyłach, a dech w piersi
Szerokiej i dorodnej -
Muzyka owa brzmi jak dzwon cmentarny,
Co mu kompanem będzie w porze jego śmierci.


Gdy mąż, stateczny i dojrzały,
Własny swój dom buduje, gdzie oczy rozumne
Maja oparcie, gdzie dech męskiej piersi
Wyznacza mu krąg stały -
Ów dom zamknięty przypomina trumnę,
Która będzie niebawem służyć jego śmierci.


Gdy starzec słabnie, siwą głową
Chyli się ku mogile i niby śnieg szary
Coraz to bardziej taje, topiąc w piersi
Każdy oddech o słowo -
Lektyka jego wygląda jak mary,
Na których trafi wkrótce do domostwa śmierci.


Człowiek, nim tego jest świadomy,
Zaczyna swój karawan w żałobę ubierać
I czyni to, aż wydrze mu się z piersi
Ostatni dech znikomy:
Wszelako, Panie, ucz nas tak umierać,
By wszystkie umierania były życiem w śmierci.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

SERCE




Błąkało się serce w światowej marności
Nie znalazło nigdzie gruntownej stałości

W Tobie samym o mój Boże zostało

Że się Tobą kontentuje przyznało


Idźcież precz ode mnie obłudy światowe

Już wam moje serce służyć nie gotowe

Już mnie więcej nie ciągnijcie do siebie

Bo afekty wszystkie moje są w Niebie


Dosyć mi już na tem żeś mnie oszukała

Pomylna pociecho żeś lata pobrała

Upłynęłaś z kwiatem wieku mojego

Zostawiwszy w sercu mola przykrego


Uleciały z próżnym dymem moje lata

Gdym najlepiej zażyć chciał lubego świata

Gdym w najlepszą chciał zażyć swobody

Oraz wszystkie uleciały wygody


Bodaj cię poznali co tu po mnie będą

Których jako i mnie łowisz złotą wędą

Bodaj się twa chytra zdrada wydała

A na wędę serc niewinnych nie brała.


Ja od ciebie uchodząc na podwoju twoim,

Piszę ten wiersz, że tu grano z sercem mojem

I już było głupio na grę stanęło

Ale gdy już zginąć miało zniknęło.


Już tedy me w Bogu ukontentowanie

już po świeckich plotkach błąkać się przestanie

Gdy me serce w miłość przywyknie

Słodkość Jego, aż na wieki nie zniknie. Amen

(tekst - Śpiewnik pelpliński,   muzyka - Janusz Prusinowski)

Życie

STYCZEŃ Sześć pierwszych lat żywota człowieczego Do Stycznia łatwo przyrównamy; przecie W słabościach mija czas miesiąca tego; Podobne jest mu sześcioletnie dziecię. LUTY Do sześciu dalszych lat- Luty podobny, Z którego końcem wiosna się zaczyna; Tu duch się kształci, nauce sposobny; Słodkie jest dziecię w wieku lat tuzina. MARZEC Marzec oznacza dalsze sześciolecie, Kiedy na wiosnę ruń zielona rośnie; Młodzieńce w wieku tym zwykli na świecie Zabawiać się beztrosko i radośnie. KWIECIEŃ Sześć dalszych lat- dwadzieścia cztery wiosny- Przedstawia wiernie Kwiecień niezrównany; W tym wieku człowiek wesół i radosny, Dla dam jest dworny; bywa zakochany. MAJ W miesiącu Maju świat kwitnie najświetnie'j; Zrównamy z nim kolejne sześciolecie, Albowiem każdy człek trzydziestoletni Jest w sile wieku i w natury kwiecie. CZERWIEC W Czerwcu dojrzewać zaczynają plony; Tak, kiedy już trzydzieści sześć lat zleci, Człowiek powinien sobie szukać żony, By zdążył troską otoczyć swe dzieci. LIPIEC Mądrości człek nie weźmie w posiadanie, Gdy w lat czterdzieści dwa jej nie posiada; Jego nadobność natenczas ustanie, Jak w Lipcu przekwitnięty kwiat opada. SIERPIEŃ W Sierpniu gromadzi się owoce ziemi; Tak człek przed swym czterdziestym ósmym rokiem Ma posiąść dobra, aby wesprzeć nie'mi Swą starość, co go ściga szybkim krokiem. WRZESIEŃ Dóbr wielkich posiąść więcej już nie zdoła, Kto w lat pięćdziesiąt cztery nie posiędzie; Skoro we Wrześniu pustą jest stodoła, Do końca roku pewnie pustą będzie. PAŹDZIERNIK Miesiąc Październik to sześćdziesiąt latek; Człek ma w tym wieku w dobra obfitować, Aby na strawę żony oraz dziatek Nie musiał trudzieć się ani pracować. LISTOPAD Gdy sześćdziesięciu sześciu lat dosięga, Zdaje się człek coś na kształt Listopada: Znędzniały, chory, słaby, niedołęga; Za dobroczynność wziąć mu się wypada. GRUDZIEŃ W miesiącu Grudniu rok się kończy; takoż Gdy siedemdziesiąt dwa mijają lata, Człek ma być gotów Odejść z tego świata. (za: J. Kowalski, A. i M. Loba, J. Prokop, Dzieje kultury francuskiej, W-wa 2007)

piątek, 21 stycznia 2011

Kiedy ogarnie nas jakieś nadmierne pragnienie...

1. Kiedy ogarnie nas jakieś nadmierne pragnienie, budzi się niepokój. Człowiek pyszny i chciwy nigdy nie zazna spokoju; ubogi i pokorny chodzi jakby w osłonie pokoju. Kto jeszcze w pełni nie umarł dla siebie, szybko poddaje się pokusom i ulega władzy małych i pospolitych rzeczy. Człowiek słabego ducha, jeszcze choć trochę cielesny i skłonny do zmysłowości, z trudem uwalnia się od ziemskich pożądań. I dlatego często pogrąża się w smutku, gdy usiłuje opanować swoje popędy, i łatwo popada w złość, gdy ktoś mu się sprzeciwi. 2. Jeśli zaś osiągnie to, czego pragnął, natychmiast zaczynają go dręczyć wyrzuty sumienia, że uległ, a przecież nie znalazł spokoju, którego szukał. Prawdziwy pokój serca może uzyskać ten, kto opanowuje popędy, nie kto im służy. Nie ma bowiem pokoju w sercu człowieka cielesnego, zwróconego na zewnątrz, lecz tylko w sercu człowieka żarliwego i uduchowionego. Tomasz à Kempis

środa, 19 stycznia 2011

x. Baka "Uwaga kary niezliczonej grzechów"

Jezus Maryja! co się to dzieje? Na dno piekielne kwapiąc się śmieję Śmiechem serdecznym. Z góry w dół lecąc, lotów nie ściskam. Na dardy, miecze skwapnie się ciskam, Zguba w ochocie! Haki, tortury i kołowroty Na kratach, resztach wieczne obroty, Ogniste stosy. Siarki, żywice, żarzyste spiże Dość mi miłe, gdy mi grzech serce liże, Ślepota wieczna! Śmiechu serdeczny, tyś mi chorobą Że już po życiu! żywą-ś jest proba, Rana śmiertelna. Recepty zmyślić nie trafią leki, Choćby pożarły setne apteki, Tu kres nadziei! Ciężkiś mój grzechu nader w sumnieniu Nielekka plama z ciebie w imieniu Z dawna szlachetnym. Sto herbów sławy nie kontentuje, Piątno niecnoty gdy pieczętuje. Złość nie do twarzy! Choćby cię skrucha stłukła, stłoczyła, Przecie pamiątka: złość w sercu była! Skaza na wieki! Tak są szkodliwe twe brudy, glozy. Łyka zdarte, jak świeże powrozy Serce krępują. Co moment, z pola dzień życia schodzi, Przecie ma dusza w ekscesach brodzi Złość z wodą pijąc. Choć tonie, ginie, "Gwałtu" nie woła, Moment, jak okręt pędzi wesoła W piekło styrując. Oprócz dusz klęski wszędy ruiny Wałem się sypią, z grzechu przyczyny Wędrowne kary, Zań latem upał, tuż srogość mrozów, Bez koni, wozów dojdą obozów W szyku stawając. Tam ludziom szyje podgolą Parki, Potym nadęte wież, zamków karki Na łeb strącają. Wnet się rozbłyszczą w murach wyloty, Gdy grzech wypali kule i groty Z pomsty możdżerzów. Z Marsem w kontr chodzi na bakier z pokojem, On trzęsie zgodą, on rządzi bojem, Wietrznik na wszystko. Niech pakta będą z kim chcąc zawarte, Wraz dokumenta staną podarte Za płytkim mieczem. On trwoży dwory, trzęsie pałace, Gdy mściwa pomsta we drzwi kołace, Trwoga w pokojach. Za stół zasiada, rwie kęsy z gęby, Dożuć nie dadzą, latając, zęby. Febra w jelitach. Choć się wiwaty zaczną po stole, Kielich z nóg spada, a oschłe wole Dręczy pragnieniem. Nie kontentują tam krotofile, Gdzie się przylepka rozgości niemile, Wszytko wywrotem. Niech się sonaty kapel wydadzą, Lub serenady, gale zgromadzą Wdzięczne opery, Niech się wysila metr kapelista, Zerwie myśl dobrą grzech kompanista Trenem wewnętrznym. Latem ogrody, oranżeryje. Flory, tulipy, róże, lilije Nie uweselą. Zimą przejazdki, brygad parady, W zapust kuliki, miłe szlichtady Czoło zakwaszą. Wszędy się wścibi ścisły kolega, Ból serce ściśnie, gdzie grzech dolega W parze z frasunkiem. Próżno myśl suszyć, nic nie rozbije Melancholiji, póki grzech żyje W wnętrznym pokoju. Kto by zamyślał siły stargane Na betach spowić w sny pożądane W bezsenne nocy, Sen o mil tysiąc oczu odbiega, Gdy na sumnienie trwoga nalega, Grzech jawny nie śpi. A któraż grzechu złość zliczy karta? Gdy i anioła zamienił w czarta A królów w wołu. Wielkie, bo w niebie grzechu rodziny, A pogrzeb w piekle, z pychy ruiny: Tak zawsze kończy! Ten łotr i tyran niebo skołatał. Ani swej dziury wiecznie załatał, Którą Lucyper Rozdarł dość twardej buty rogami W dół na łeb lecąc z adherentami, Tak profitował. Dość-że już w grzechach śmiechu, szaleństwa, Doda łaskawie niebo zwycięstwa, Vale bez zwrotu. Boska obraza brzydka maszkara, W której konwoju plaga i kara: JEZUS, MARYJA! Pod cetnarami duszę stroskaną Złości towarem naładowaną Na szlakach łaski W niebo winduje moc nieustanna, MARYJA, Józef, Joachim, Anna, JEZUS, MARYJA!